Qualche settimana fa ho acceso la TV e c'era Sanremo. Come si fa a spiegare Sanremo?
Sanremo è il Festival della Canzone Italiana che si svolge a Sanremo, cittadina sul mare in Liguria, e quindi in teoria dovrebbe rappresentare la musica italiana. In realtà, con il passare del tempo, la "canzone italiana", e anche ciò che viene considerato "musica italiana" ha preso una direzione diversa dalla musica che producono o ascoltano gli italiani.
Ormai Sanremo è una cosa a sé, un genere a sé, che coincide solo parzialmente con la musica in classifica o con quella che viene passata in radio.
La "canzone di Sanremo" è più o meno sempre la stessa, almeno 14/15 canzoni su 22 seguono la stessa struttura: partenza lenta con pianoforte/tastiere, strofa cantata bassa e piano, poi ritornello che si apre, subentra la batteria e comincia a suonare tutta l'orchestra, si inizia a cantare usando tutta la voce... e si parla più o meno sempre solo d'amore (felice eccezione il podio 2017).
Gli artisti di Sanremo (che quest'anno sono stati 22, troppi) sono uno zibaldone di artisti decaduti che piacciono ai genitori/giovani nonni (di cui trovi i CD nel cestone dei supermercati in offerta), nuovi talenti dei talent (semi sconosciuti), e qualche rapper giusto per dire che "yo! siamo giovani anche noi, ci stiamo dentro!".
Poi a volte c'è anche quello davvero, purtroppo semisconosciuto ai più, che appena esce il comunicato stampa della Rai è già massacrato di "e chi cazzo è?" nonostante magari abbia centinaia di migliaia di meritatissime views su youtube.
Anche se, alla fine, la musica non è più il vero argomento di Sanremo... e forse non lo è mai stato. Sanremo è tutto il resto: i presentatori, le vallette, i vestiti delle vallette, le gaffe delle vallette, gli oops delle vallette... e insomma, le vallette fanno una buona parte.
Mezza Italia si riversa nella città di Sanremo (a fare cosa? boh, tutti giornalisti) e l'altra mezza Italia si attacca al televisore e guarda Sanremo, twitta su Sanremo, critica Sanremo, e anche chi proprio di Sanremo non gliene frega un cazzo, ci tiene a dirtelo e fartelo sapere: Sanremo non lascia nessuno indifferente.
Per una settimana intera c'è solo e soltanto Sanremo, giornali radio e tv parlano solo di Sanremo, se vai a un concerto il cantante ringrazia il pubblico dicendo "grazie per essere qui e non a casa a guardare Sanremo", ma di solito si tende a non programmare eventi/occasioni particolari durante la serata di Sanremo.
Di solito non vince mai il favorito, a Sanremo, e molto spesso la canzone vincitrice non è la più bella o quella che verrà ricordata più a lungo. Comunque, di almeno 6-7 canzoni di Sanremo saranno riempite radio, televisioni e timeline di facebook per circa tre mesi, fino a quando, nella seconda metà di maggio inizi ad arrivare l'estate e ci si dimentica gradualmente di quasi tutti questi pezzi.
Sanremo ha anche una sezione giovane, in cui partecipi fino ai 38 anni di età, chiamata Nuove Proposte, in cui l'appiattimento più totale la fa da padrone insieme al nepotismo: la metà di questi ceffi viene dalla Accademia della musica di Sanremo e quindi sono totali raccomandati... ci sono 4-5 giovinastri tutti uguali senza talento e senza canzone, uno che è bravo davvero con una canzone bella (e che vince), una figa, e uno che fa lo scemo con una canzone scema, perché ci vuole sempre qualcuno che sdrammatizzi. Quello bravo che vince l'anno dopo va nei big, ma di solito non vince mai. (Gabbani è l'eccezione) (nel senso che non era il più bravo tra le nuove proposte, e nel senso che comunque ha fatto doppietta).
Comunque, il vincitore di Sanremo (quello dei "big", dei grandi) dovrebbe partecipare all'Eurovision, che è una cosa che qui quasi non si caga nessuno (e infatti l'abbiamo ignorato senza partecipare dal 1994 al 2010), ma a volte rinuncia perché non sa cantare in inglese, o non ha interesse nel fare una figura di merda in eurovisione. E comunque, a prescindere che ci vada il vincitore o altro classificato, noi italiani non riusciamo a tifare per uno messo lì da altri che non abbiamo votato direttamente dal quale non ci sentiamo rappresentati (ogni riferimento alla politica è puramente causale). E quindi finisce che gli tifiamo contro. Dai, ma avete sentito "Il Volo"?
E poi scusa, l'Eurovision non è Giochi Senza Frontiere, dai.
- Atti -
Wszędzie na fejsie widziałam wzmianki o Sanremo. Wszędzie. No to pytam się mojej siostry - co to jest Sanremo? Odpowiedziała mi, że jakiś tam konkurs piosenki. No ok. Potem Enrico zaczął wspominać o Sanremo, więc i jego spytałam co to takiego. No i dowiedziałam się. A nawet oglądałam!
Konkurs piosenki włoskiego, której zwycięzca reprezentuje potem Włochy na Eurowizji. Tak w skrócie. No ok - pomyślałam - z tego co kojarzę (ale od dawna już nie śledzę), w Polsce mamy coś podobnego, co potem kończy się na Eurowizji.
Ale to nie takie proste.
W Polsce (jeśli mnie pamięć nie myli) całość trwa jeden wieczór. No wiadomo, wcześniej wielkie rozdmuchanie tematu w TV, piosenki kandydujące, które krążą wszędzie. Prawie nikt nie śpiewa po Polsku. Dobrze, jeżeli to w ogóle są Polacy. Nie, to nie kwestia dyskryminacji! Ale jeżeli chcemy reprezentować swój kraj, to dlaczego śpiewamy po angielsku? Ok, ktoś się czuję Polakiem z wielu względów choć nim nie jest "z dziada pradziada" - nie ma sprawy. Jednak w moim mniemaniu, jeśli reprezentujemy swój kraj, to powinniśmy używać do tego swojego języka. Ja rozumiem, że tak jest bardziej światowo. No ale jednak...
We Włoszech tak szybko to nie idzie. Sanremo trwa tydzień. Po co się śpieszyć - widział ktoś, żeby Włosi się z czymkolwiek spieszyli? Ja nie. Ani kiedy czekałam na przyjeżdżającego po mnie Enrico, ani kiedy przychodziłam spóźniona na zajęcia, po czym czekałam na jeszcze bardziej spóźnionego wykładowcę. Tak więc tydzień. I o niczym innym nic nie wiadomo, bo we Włoszech istnieje tylko Sanremo. Ale... Przynajmniej śpiewają po włosku! To, co mi się spodobało najbardziej - w końcu to Włochy, konkurs włoskiej piosenki, na Eurowizji zwycięzca będzie reprezentował Włochy, więc śpiewają w swoim języku narodowym! To mnie urzekło, serio.
Tyle z rzeczy czysto technicznych. Chcemy porozmawiać o poziomie prezentowanym w Sanremo i jego polskim odpowiedniku? Cóż, specjalistką to ja nie jestem, ale spróbuję powiedzieć coś od siebie.
Piosenki w Polsce... Z reguły opowiadajace o nieszczęśliwej miłości, papki łatwo przyswajalne przez radio i przeciętnego odbiorcy. Choć muszę przyznać, że rok temu Michał Szpak pokazał coś zupełnie innego - nie tylko jeżeli mówimy o powierzchownym ujęciu show, ale też o samym tekście. Jednak generalnie - łatwo przyswajalny materiał, bez większych ambicji artystycznych.
Sanremo? No cóż, tutaj... podobnie. Piosenki o miłości (ah ci romantyczni Włosi; no dobra, wcale nie tacy romantyczni, ale takie wrażenie sprawiają) - reszta jak wyżej. Ale, ale - w tym roku zwycięzca wcale smętów o nieszczęśliwym zakochaniu nie śpiewał! Jak dla mnie na plus.
Ale nie zmienia to faktu, że już zaczyna się przejadać - ciągle w radio jak i telewizji (podobnie, jak i reszta uczestników festiwalu).
No a poza tym, wielki szał na zwycięzców (liczba mnoga, ponieważ mówię o włoskim Sanremo i polskiej Eurowizji) i ich piosenki. Nagle stają się sławni (zazwyczaj byli już wcześniej, ale teraz już w ogóle fejm na całego) i świecą wszędzie jak #milionymonet. Szał, szał, szał (i tak kilka miesięcy) i po szale. Nikt nic nie pamięta.
Takie 5 minut sławy XXI wieku. Zaśpiewaj coś na festiwalu. Coś, co spodoba się wszystkim (niby nie da się dogodzić wszystkim, ale chociaż demokratycznie - większości). Będzie o Tobie głośno. A potem wszyscy zapomną. Takie czasy - intensywnie i szybko. I tyczy się to też muzyki. Nawet festiwalu włoskiej piosenki.
Swoją drogą wiele razy słyszałam, że muzyka włoska taka wspaniała, ah i oh. Najczęściej od osób, które Włochy poznały tylko jedząc w Polsce pizzę i makaron. Jeżeli mam się wypowiedzieć jako przeciętny odbiorca, w żaden sposób nie związany z muzyką, a jedynie obserwujący od czasu do czasu, co się na scenie muzycznej dzieje (choć rzadko), wcale bym się tak nie zachwycała. Według mnie, rzeczywistość włoskiej muzyki, wcale się od tej polskiej wiele nie różni.
Tyle z rzeczy czysto technicznych. Chcemy porozmawiać o poziomie prezentowanym w Sanremo i jego polskim odpowiedniku? Cóż, specjalistką to ja nie jestem, ale spróbuję powiedzieć coś od siebie.
Piosenki w Polsce... Z reguły opowiadajace o nieszczęśliwej miłości, papki łatwo przyswajalne przez radio i przeciętnego odbiorcy. Choć muszę przyznać, że rok temu Michał Szpak pokazał coś zupełnie innego - nie tylko jeżeli mówimy o powierzchownym ujęciu show, ale też o samym tekście. Jednak generalnie - łatwo przyswajalny materiał, bez większych ambicji artystycznych.
Sanremo? No cóż, tutaj... podobnie. Piosenki o miłości (ah ci romantyczni Włosi; no dobra, wcale nie tacy romantyczni, ale takie wrażenie sprawiają) - reszta jak wyżej. Ale, ale - w tym roku zwycięzca wcale smętów o nieszczęśliwym zakochaniu nie śpiewał! Jak dla mnie na plus.
Ale nie zmienia to faktu, że już zaczyna się przejadać - ciągle w radio jak i telewizji (podobnie, jak i reszta uczestników festiwalu).
No a poza tym, wielki szał na zwycięzców (liczba mnoga, ponieważ mówię o włoskim Sanremo i polskiej Eurowizji) i ich piosenki. Nagle stają się sławni (zazwyczaj byli już wcześniej, ale teraz już w ogóle fejm na całego) i świecą wszędzie jak #milionymonet. Szał, szał, szał (i tak kilka miesięcy) i po szale. Nikt nic nie pamięta.
Takie 5 minut sławy XXI wieku. Zaśpiewaj coś na festiwalu. Coś, co spodoba się wszystkim (niby nie da się dogodzić wszystkim, ale chociaż demokratycznie - większości). Będzie o Tobie głośno. A potem wszyscy zapomną. Takie czasy - intensywnie i szybko. I tyczy się to też muzyki. Nawet festiwalu włoskiej piosenki.
Swoją drogą wiele razy słyszałam, że muzyka włoska taka wspaniała, ah i oh. Najczęściej od osób, które Włochy poznały tylko jedząc w Polsce pizzę i makaron. Jeżeli mam się wypowiedzieć jako przeciętny odbiorca, w żaden sposób nie związany z muzyką, a jedynie obserwujący od czasu do czasu, co się na scenie muzycznej dzieje (choć rzadko), wcale bym się tak nie zachwycała. Według mnie, rzeczywistość włoskiej muzyki, wcale się od tej polskiej wiele nie różni.
- Maja -
Sanremo ..to nie tylko piosenki o milosci ale trzeba poznac ich sens , typu piosenka Fatti bella per te , La prima stella ...
RispondiEliminaOczywiście, że są też piosenki z głębszym przesłaniem, lub które miały w zamyśle to głębsze przesłanie właśnie. Jednak gusta są różne, każdy lubi co innego, ważne to znaleźć coś dla siebie!
EliminaPozdrawiam :)