13/04/17

Come si beve, ieri e oggi / Jak się piło wczoraj, a jak się pije dziś

Domowe zapasy / Una selezione non esaustiva degli alcolici che abbiamo in frigo


La Maja mi ha fatto notare che "non so bere la vodka" estendolo a tutto il Belpaese ("voi italiani non sapete bere la vodka") perché mi piace anche degustarla. So anche fare le secche, ovvero buttare giù lo shottino in un colpo solo, ma la questione è che questa vodka è buona. Si può anche degustare con calma.
Lei non sa gli anni terribili che abbiamo passato, nella nostra adolescenza alcolica. Gli anni del Rum Des Antilles, gli anni della Sauza Tequila, gli anni della Vodka Keglevich (quando andava bene) e delle vodke di cui neanche ricordo il nome talmente erano tarocche.
Gli anni del "non bevo più la tequila perché ho vomitato con la tequila", gli anni del "non bevo più la batida perché ho vomitato con la batida" e così via fino a che ti restava solo la birra Union calda in lattina, e allora, piuttosto che vomitare con quella, ricominciavi il giro.
Il concetto di "bere di qualità" è arrivato solo dopo i vent'anni. E con molta calma. Prima, dovevano arrivare i soldi. E anche quelli sono arrivati: pochi, e con molta calma.
Prima, era la guerra. Prima abbiamo bevuto roba che anche nei peggiori bar di Caracas avrebbero svuotato nel cesso. Ma noi no. Noi, giù in gola. "E' alcolico? Allora si butta giù" diceva uno dei nostri.
Prima esisteva solo il "bere di quantità", o meglio, bere in quantità. E noi, che passavamo il pomeriggio piegati in ginocchio nelle corsie dei supermercati a controllare il prezzo al litro, la sera piegati in ginocchio davanti a cessi, fossi, alberi, sportelli.
E allora, ora che è arrivato una sorta di idilliaco benessere, per quanto precario ed illusorio, che mi sia concesso di degustare una Żubrówka con calma. Prima di buttarla giù.
- Atti -




Podczas kolacji świątecznej ze znajomymi w grudniu, jeden ze znajomych mówi: "Maja, pijemy wódkę!" (no tak, Polka dobrym pretekstem do wódeczki :D ). Więc wyjęliśmy Żubrówkę z lodówki i polaliśmy. No i patrzę, wszyscy stoją z kieliszeczkami, po łyczku, po łyczku. Zrobiłam oczy jak 5 złotych i spytałam, czy tak się pije wódkę we Włoszech. No to oni mnie spytali, jak się w takim razie powinno pić wódkę. Pokazałam. I zostałam w szoku, bo w życiu nie widziałam innego sposobu picia wódki, jak do dna. Ok, ewentualnie jako drinka (no ale proszę Was...). Enrico stwierdził, że trzeba przecież degustować. No ale jak to, wódkę? Potem uznał, że kupi jakąś najtańszą, najgorszą z supermarketu i chce widzieć, jak ja ją piję, bo w takim wypadku nie ma przecież różnicy. No jak to nie ma?? Tego też nie mógł zrozumieć, że pomimo szybkiego przechylania kieliszka, jakość wódki ma znaczenie. A ja dalej nie rozumiem degustowania wódki...

Z kolei jestem totalną ignorantką, jeśli chodzi o wina. Pamiętam nasze drugie spotkanie, jak zabrał mnie do ... nie wiem, jak to na polski przetłumaczyć, w każdym razie do lokalu, w którym pije się wina. Ja cała podjarana, bo tak fajnie, jakby luksusowo. Ale... lekko przypał, bo to ledwo drugie spotkanie a ja już obnażę swoją ignorancję? 
To nie czasy liceum. Kiedy piło się tanie wino za 4 zł (ah, Jabłuszko sandomierskie albo Komandos!). Śmierdziało siarką jak nie wiem, ale i tak się piło. W polach. I uważało, żeby nikt nie przyłapał. Najpierw, bo mieliśmy mniej niż 18 lat. Potem, bo przecież w miejscach publicznych pić nie można (a tu, we Włoszech to takie normalne iść z piwem po ulicy! Czułam się co najmniej dziwnie spacerując w Wenecji z piwkiem w ręce i nie musząc się rozglądać na boki, czy mi czasem mandatu nie wlepią!). Ah ten dreszczyk emocji... I wszystko było takie proste - jakie wino? - najtańsze! (i każdy inny alkohol też - Karpackie czerwone, Perła, Żubr... <3). Teraz wszystko się pokomplikowało - karta wina i wybieraj. Póki co mogę się tłumaczyć, że przecież mieszkam tu od niedawna. Chociaż taką mam deskę ratunku.

No ale żeby nie przechylać od razu kieliszka do dna??

- Maja -

Nessun commento:

Posta un commento